środa, 16 maja 2012

Namaste


Czyms naturalnym w Indiach jest pozdrowienie “namaste.” To prosty gest zlozonych dloni i lekkiego uklonu w strone spotkanej osoby czyniony na powitanie. Ludzi tak sie pozdrawiajacych mozna spotakac na ulicy, w szkole, kosciele, swiatyni i w domu. Jednym slowem wszedzie. Ten piekny gest, wraz z wypowiadanym slowem: “namaste,” jest jakby blogoslawienstwem i wielkim szacunkiem oddawanym drugiej osobie. Jak to zauwazylem podczas mojej trzy letniej pracy w Indiach, “namaste” mowi sie wszystkim, ktorzy zwracaja sie do ciebie lub przychodza w potrzebie. Nie tylko znajomym i przyjaciolom. Kazdy na to zasluguje i tym samym sie odwzajemnia.

Przypomnialem sobie o tym zwyczaju w zeszlym tygodniu, zaraz po wyladowaniu w Indiach. Przyjechalem tu na kilka dni, aby prowadzic rekolekcje dla naszych sercanskich kandydatow do slubow wieczystych. Na lotnisku, jak i w domu, zostalem powitany tym pieknym gestem “namaste.” Bardzo mi sie to podoba.

Ten prosty gest zlozonych dloni, trzymanych na sercu, uczyniony z duzym respektem, ma bardzo wymowne znaczenie. Jest to gest zaproszenia, dobroci i otwartosci. To gest zauwazenia obecnosci drugiej osoby i oddanie jej szacunku.

Slowo “namaste” w Sanskrycie ma znaczenie ‘uklonu i unizenia’ przed druga osoba. Slowo “namaha,” w doslownym znaczeniu: “na ma,” oznaczy tyle co: “nie ja.” To tyle co unizenie sie w obecnosci drugiej osoby i uznanie jej godnosci jako osoby.

W zachodniej kulturze, gest zlozenia rak na piersiach symbolizuje modlitwe. Wielu ludzi jednak nie czyni tego. Jest to zbyt pobozny gest i kojarzy sie on z zupelnym poddaniem. Wola oni modlic sie inaczej.
Trzeba jednak tutaj pamietac, ze gest zlozonych dloni na sercu, ukierunkowanych na tzw. “trzecie oko” na czole, ma moc ‘dotkniecia duszy.’ Ludzie w Indiach wierza, ze prawa reka, ktora reprezentuje ‘nadprzyrodzonosc,’ w dotknieciu z lewa, ktora uobecnia ‘ziemskosc,’ stanowi doskonala jednosc. Zlozone rece, w taki sposob, symbolizuja harmonie swiata nadprzyrodzonego i ziemskiego w nas. Gest zlozenia rak, w obecnosci drugiej osoby, jest zauwazeniem i wyznaniem takiej ‘bosko-ludzkiej’ harmoni w drugiej osobie.

Ten piekny zwyczaj “namaste” jest praktykowany w calych Indiach. Na polnocy i poludniu, na wiosce czy w miescie, bez znaczenia, ludzie pozdrawiaja sie tym gestem. Jest on uzywany przez mlodych i starych, bogatych i biednych, z niskiej lub wysokiej kasty. “Namaste” jednoczy ludzi Indii i wszystkich, ktorzy tu przyjezdzaja.

Mysle, ze prawdziwe spotkanie ludzi nastepuje tylko wtedy, gdy tego oni chca i sa do tego przekonani. Takie spotkanie nie ma tylko charakteru fizycznego, ale odbywa sie na plaszczyznie mentalnej. Jest to rowniez spotkanie mysli i uczuc. “Namaste” jest takim zaproszeniem do spotkania, nie tylko na poziomie fizycznym, ale i mentalnym. Do prawdziwej przyjazni i szacunku.

Na Filipinach, pozdrawia i blogoslawi sie ludzi zupelnie inaczej. Inaczej nie znaczy gorzej. Gdy spotykamy znajomych mowimy ‘dzien dobry,’ czasami jest to tylko skinienie glowy lub usmiech. Gdy jest to droga nam osoba pozdrawiamy ja pocalunkiem lub milym slowem. Czasem bardziej, a czasem mniej… Wydaja mi sie jednak, ze moglibysmy sie w tym aspekcie cos nauczyc od Indii. Cos zaczerpnac z jej bogatej kultury. Wydaje mi sie, ze czasami brakuje nam takiego indyjskiego “namaste” w naszych relacjach i pozdrowieniach.
“Czyn innym tak, jak bys chcial, by inni czynili tobie…” (Lk 6:31)


To greet the people, with whom we meet, with folded palms and bowed head, has, for centuries, been integrated in Indian tradition and culture. It can be seen in the church or in the temple, at the school or in the office and even at the street or marketplace; in other words, everywhere in India. I have seen it and learned to greet the people on such way, even without knowing them, during my missionary work in the South of India. I noticed that this simple gesture, which is accompanied by a word “namaste,” is a form of a blessing. Greeted person replays with the same yet closed in the lovely smile.

I was reminded about this nice gesture after my arrival in India last week. I came back to India to facilitate a retreat for our SCJ candidate to the final vows of Asian Zone. Upon my arrival at the airport of Cochin, and at home, my brothers and friends welcomed me with “namaste.” I like it very much.

The beauties of this gesture, which positions our hands close to our hearts, right at the core of our being, has its special meaning. It signifies hospitality, spiritual grace and social consciousness in the eyes of the world. As we observe people bowing the heads in “namaste,” we see much human beauty and appeal.

In Sanskrit the word “namaste” means “I bow to you” my greetings, salutations or prostration to you. The word “namaha” can also be literally interpreted as “na ma” – “not mine.” This has a deeper spiritual significance of negation or reduction one’s ego in the presence of another.

In the West, the gesture is considered as a posture of prayer. However, some of us might have subconscious resistance to bring our hands together as if it were a sign of submission. Often we prefer to pray with different attitude. However, we should also keep in mind that this simple gesture of rising of our palms close to our heart, and pointing the “third eye” on the forehead, has a power of touching our soul. The Indians believe that our right hand represents the higher nature, or that which is ‘divine’ within us. The left hand represents the more base, worldly nature. Both hands together, held in union, unite the divine and natural world within us. This gesture itself is a form of prayer. It sees the ‘divine’ in others but also it helps us to reach the ‘divine’ within us.

Wherever in India, when the people meet the ones they know or strangers with whom they want to initiate a conversation, “namaste” is the customary courtesy greeting to begin with, and often to end with. It is not a superficial gesture or a plain word, and is for all people – young and old, friends and strangers. It unites people of all casts and raises.

The real meeting between people is the meeting of their minds. When we greet one another with “namaste,” it means, “may our minds meet.” The bowing down of the head is a gracious form of extending friendship in love, respect and humility.

In the Philippines, we have different ways of greeting and blessing. Different doesn’t mean worse. Whenever we meet each other, often so many times during a day, we express our greetings with shaking hands, bowing our heads, kiss, or even simple words: “komusta ka man?” (how are you). However, I believe, there is a lesson to learn from India…
Let there be a meaning in the words we spell to others… Let there be an enthusiasm and care of the person we meet. Let there be a glimpse of “namaste” in the gesture we perform.

Treat others the same way you want them to treat you…” (Lk 6:31).

Lotos - symbol Indii

sobota, 12 maja 2012

Singapore

W tych dniach kagaytrip przenosi sie do Singapuru. To tylko krotki przystanek w drodze do Indii, gdzie bede prowadzil rekolekcje. Milo zatrzymac sie ponownie po latach w tym pieknym i nowoczesnym miescie. Singapure jest zartobliwie nazywany jako “fine city.” “Fine” w angielskim ma podwojne znaczenie. Z jednej strony moze to oznaczac cos milego i dobrego, ale z drugiej, rowniez znaczy “mandat,” ktory daje policjant za wykroczenia. Mowiac o Singaporze “fine city” ma sie na uwadze obydwa znaczenia. Miasto jest czyste i dobrze zorganizowane. Mysle, ze zyje sie tu dobrze i przyjemnie. Z dugiej strony, to miasto zakazow i latwo jest tu otrzymac mandat: za przejscie na czerwonym swietle, plucie na ulicy, lub chocby, wyrzycenie smiecia w nieodpowiednim miejscu.
Wooowww, jest tu zupelnie inaczej jak u nas na Filipinach.

Bedac w Singapurze nawet przez krotki czas, czuje sie respekt i szacunek, jaki tu panuje pomiedzy ludzmi i natura. Cztery zupelnie rozne religie i kultury wystepujace obok siebie w harmoni (Buddyzm, Hinduizm, Islam i Chrzescijanstwo), cztery rozne jezyki uzywane wszedzie na ulicach, a nade wszystko, sposob jazdy i mowienia czy pozdrawiania siebie na kazdym kroku… to mowi za siebie. Nawet kazde drzewo i kazdy metr nie zagospodarowanego jeszcze terenu ma wielka wartosc. Wyglada na to, jakby wszystko bylo policzone i zaplanowane. To pewnie dla tego, ze Singapur nie ma prawie rzadnych bogact naturalnych. Prawie wszystko jest tu importowane. Nawet woda do niedawna byla sprowadzana z Malezji. 

Ostatnio jednak miasto wynalazlo sposob przetwarzania morkiej wody, uzdatniania jej do picia i codziennego uzytku. Tak wiec wody tu jest pod dostatkiem, i mozna ja pic prosto z kranu.

Zastanawiam sie wiec, dlaczego Singapur, mimo braku zasobow naturalnych i niemal wszystkiego swojego, tak sie rozwinal i stal sie jednym z najnowoczesniejszych krajow, nie tylko Azji, ale rowniez Swiata. Ktos dzisiaj mi posrednio na to zapytanie odpowiedzial: “my mamy mysl (pomysl)…” Od siebie dodam, ze obok mysli jest jeszcze strategiczne polozenie na skrzyzowaniu drog morkich i powietrznych. Dlatego wiec, od poczatku istnienia cywilizacji ludzkiej, oplacalo sie tu przychodzic i handlowac.

I jeszcz jedna ciekawostka, Singapur jest zaprzeczeniem teorii, ze kazdy kraj, ktory sie bogaci i rozwija, traci wiare. Gdzie wiecej bogactwa, tam mniej wiary. W tym 5-cio milionowym miescie mieszka ponad 600 tys. katolikow i jeszcze wiecej chrzescijan. I ta liczba ciagle rosnie. Nikt tu nie mowi o kryzysie czy skandalach. Co roku wielu ludzi z innych religi przyjmuje chrzest po rocznym przegotowaniu, tzw. katechumenacie. Koscioly sa pelne i nie brakuje tu powolan. Nawet wielu nie-katolikow przychodzi sie tu modlic i do katolickich parafi, bo czuja sie tu dobrze. Wszystko to jest mozliwe dzieki zywej wierze i swiadectwie tutejszych katolikow. Przyznam sie, ze ja tez, zawsze czuje sie duchowo podbudowany, gdy tutaj przyjezdzam. 

Na koniec mam pare wskazowek dla tych co sie tu wybieraja:
·         MRT i LRT (metro) to najlepszy i najtanszy sposob transportu w miescie. Najszybciej nim mozna sie przemieszczac w obrebie miasta.
·         Jedzenie jest tanie. W popularnym “coffee shop,” na kazdej ulicy i zakrecie, mozna zjesc obiad w cenie S$5-8 ($1 = S$1.25).
·         Santosa Island (1 h od centrum) jest najlepszym miejscem rozrywki i odpoczynku. Poza biala plaza, jest tam wiele do zobaczenia i zwiedzenia.
·         Dla tych co nie maja wiele czasu, polecam kupienie biletu na autobus: “hip-on.” Jedzie on przez najwazniejsze i historyczne miejsca w miescie. Mozna wysiasc na kazdym przystanku i zwiedzac. A potem wsiasc do nastepnego autobusu. Jezdzi on z czestotliwoscia 20 min. W ten spposob mozna zwiedzic cale miasto w ciagu paru godzin.
·         Koniecznie trzeba przejechac sie tzw. “Hippo River Cruise.” To maly stateczek, ktory obwozi turystow po singapurskiej rzece. Widoki sa nizapomniane.
·         Polecam rowniez odwiedzenie muzeum: “Asian Civilizations Museum.” To bardzo dobra lekcja o azjatyckich kulturach, jezykach i ich roznorodnosci. Mozna sie dowiedziec, jak to wszystko powstawalo i dlaczego jest tu taka roznorodnosc kultur.
Merlion - symbol of Singapore
W czasie mojego pobytu w Singapurze mieszkalem w parafi Bozego Milosierdzia (Pasir Ris) u mojego przyjaciela ks. Johnson Fernandes. Znamy sie jeszcze z lat, gdy pracowalem w Indiach. Przyjezdzalem wowczas tutaj co 6 miesiecy po wize do Indii. Wiele moglbym o tym opowiadac. Ale to przy innej okazji.

A nastepny przystanek dla kagaytrip to juz India.

In these days kagaytrip moves to Singapore. It is just a short stop on the way to India, where I will facilitate a retreat. It is good to be back again in the “Fine City.” Everything is so well organized and clean here… really all is “fine.” Beside it, it is easy to get a “fine” for a small mistake: crossing a street on the ‘red light,’ throwing a piece of paper or even for spitting on the street… hmmm, so different that there in the Philippines. Only here, I think, one can see the value of a single tree or a small piece of land. Everything is so well kept and treasured. A little remained and undeveloped land as well as a small piece of forest near the airport is priceless. Singapore has very limited space to grow and doesn’t have any natural resources. Even water used to be bought and brought here from Malaysia.
Nowadays, Singapore, as one of the first in the world, developed its own system of producing clean water from the sea and adapting it for drinking. The water is so clean that you can drink it from the tap in your room or kitchen. 

So where does the wealth and prosperity of this country come from? Someone answered to me today: “we just have a ‘thought,’ it makes us rich.” Wrong or right, but is it true that there are no many places in Asia like that. For me, it is like a beautiful oasis in a huge wilderness.

Singapore also stands as an exemption to the pattern: rich country = less faith in God. In this city with 5 mln habitants, more than 600 thousand are Catholics. Many more are Christians. And this number is constantly growing. A few hundred of adult Buddhists, Hindus or Muslims are baptized every year after a year spent in catechumenate. There are still vocations in the seminary and the churches are full. Many non Catholics attend the services in the Catholic churches and parishes because they feel welcomed. All of it is possible due to the living example of the local Catholics. Always my faith is strengthened after visiting this “Fine City.”

A few tips for those who will visit here:
·         The MRT and LRT (metro) system of transportation is the best and easiest way to travel in the city. It is also the fastest way to move from one place to another.
·         Food is quite cheap and delicious. You can have a lunch with a drink for S$5-8 in popular coffee shops ($1 = S$1.25).
·         Santosa Island (1h from the city center) is best place for recreation and relax. Beside a nice beach there are many attractions and places to see and experience.
·         For those who are in hurry, I suggest to buy a day ticket for “hip-on” city sightseeing tour bus. The bus will bring you to the most historical and attractive places in the city. You can get off and visit, take pictures, do shopping, and then, get on the next bus at many “hip-on” bus stops. In such way you will visit the whole city within a few hours.
·         You cannot miss the “Hippo River Cruise.” The sceneries are unforgettable.
·         I suggest visiting the “Asian Civilizations Museum.” It gives very clear explanation about the variety and diversity of cultures and nations in south-east of Asia.

During my visit in Singapore I stay with Fr Johnson Fernandes, parish priest of Divine Mercy Church in Pasir Ris. He is my good friend. I know him yet from that time when I was still working in India. I used to come to Singapore to get an Indian visa every 6 months. There are many stories to tell about it. In another time…

Next stop of kagaytrip is in India.
Together with Frs Johnson and Ignatius
Beauty of Singapore

China Town
Orchard Road

poniedziałek, 7 maja 2012

Sercanie w Zamboanga / Dehonians in Zamboanga


Pare ostatnich tygodni goscilismy w naszym domu misjonarzy z Zamboangi. Al to Brazylijczyk, Szymon i Jan to Polacy. Musieli wyjechac ze swoich parafi, ze wzgledow bezpieczenstwa. Znalezli u nas schronienie.

Region Zamboanga del Sur (ZDS) znany jest z nie stabilnej sytuacji w relacjach chrzescijansko-muzulmanskich. Zdarzaja sie porwania i rozboje. Zwykle powodem tego sa Muzulmanie. Walcza, jak twierdza, o swa niepodleglosc na Filipinach. Maja juz nawet “teretorium niezalezne” w poludniowo-zachodniej czesci wyspy, ale to im nie wystarcza.  Chca “pelnej wolnosci.” Chrzescijanie zas chca pokoju. Kto ma racje? Trudno to ocenic. Jedno jest pewne, ofiarami sa najbiedniejsi ludzie, ktorzy nie maja gdzie isc.

Faktem jest, ze muzulmanscy misjonarze byli tu pierwsi. “Moro” (tak nazywali ich Hiszpanie) zostali w czasach kolonialnych wyparci na zachod przez Chrzescijan i zachodnia kulture. Jednak trzeba tez pamietac, ze pierwotnymi wlascicielami tej wielkiej wyspy Mindanao sa tubylcze plemiona filipinskie. Zachowaly sie one w nielicznnych grupach jedynie w daleko oddalonch teranach gorzystych i w lasach.

Jedna z metod walki muzulmanskich rebeliantow jest porywanie misjonarzy i “bialych” mieszkancow tego regionu. Oni bowiem najbardziej kojarza sie z dawnym kolonizatorem (Hiszpania i Ameryka). “Bialy” to rowniez bogaty w ich przekonianiu. Latwiej od niego, lub jego rodziny, wymusic pieniadze, tak potrzebne do zakupu broni i utrzymania rebeliantow. Kazdy "bialy" tutaj musi sie z tym liczyc.

Wyglada na to, ze obecnie sytuacja w ZDS jest spokona i wrocila do normy. Misjonarze wracaja na swoje misje. Tak tu juz bywa od wielu lat, ze czasem jest lepiej a czasem gorzej. Jednak miejscowi Chrzescijanie nigdy nie zostali opuszeni przez misjonarzy. Czasem trzeba na chwile sie wycofac, przeczekac, aby wrocic ponownie jeszcze z wiekszym entuzjazmem.  Jeden z naszych sercanow (Beppe Pierantoni) byl nawet porwany i trzymany przez rebeliantow przez 6 miesiecy. Ale nigdy to nas nie zrazilo i przekonalo do rezygnacji.
Wierze, ze bedzie wszystko latwiej, jak ktoregos dnia, miejscowi misjonarze przyjda tu na nasze miejsce. Trzeba jednak jeszcze troche na to poczekac.

Ks. Jan i Szymon tuz przed odjazdem do ZDS
Ponizej zamieszczam krotki wywiad z ks Szymonem, polskim sercaninem, ktory po dwoch miesiacach schronienia w Cagayan, wrocil wczoraj do swojej parafii w ZDS.

Dalczego przyjechales na Filipiny?
Musisz zapytac Pana Boga. Dla mnie to sprawa powolania. Zawsze chcialem pracowac na misjach. Od wielu juz lat wiedzialem, ze moim przeznaczeniem sa Filipiny.

Pracujesz na Filipinach dopero od dwoch lat. Czy trudno ci sie tutaj zaadoptowac?
Trisikat - najpopularniejszy srodek transportu w ZDS
Zawsze nowa kultura, jezyk i inni ludzie wymagaja dostosowania sie i cierpliwosci. Czeba sie tego uczyc. Czasem sprawia to wiele trudnosci. Ale warto to robic.

Wrcasz do “siebie” w Zamboanga. Wiesz, ze rozne opinie kraza o tym regionie. Czasem jest niebezpiecznie, szczegolnie dla bialych. Nie boisz sie?
Nie. Po to przyjechalem na Filipiny, aby sluzyc ludziom. Chce wrocic na moja placowke, gdzie bylem wyznaczony. To moja misja. Bog ma tez swoje plany i wierze, ze On jest ze mna.

Czy podobalo ci sie w Cagayan? Jak tu spedziles dwa miesiace? 
Tesknie za moimi przyjaciolmi i parafianami w Zamboanga. Wiedzialem, ze jestem tu tymczasowo. Ufalem, ze ktoregos dnia uda sie wrocic do mojej parafii. Bardzo cieszyly mnie te kilka dni, gdy mialem okazje poslugiwac w Sanktuarium Bozego Milosierdzia, prowadzonym przez polskich marianow. Szczegolna jednak radosc dawala mi posluga w malych gorskich kaplicach i wspolnotach w Dansolihon, naszej sercanskiej misji. Wlasnie tego kontaktu z tymi prostymi ludzmi najbardziej mi brakuje.

Zycze powodzenia i duzo szczescia. Szczesc Boze…


There were three missionaries living in our community for a few weeks. Al, from Brazil, Szymon and Jan from Poland. They had to flee away from the parishes in Zamboanga del Sur (ZDS) where they were assigned due to a threat and uncertain situation there. They found shelter and home with us in Cagayan de Oro.

The province of ZDS is known as a place of fighting for domination between Christians and Muslims. The Muslims want freedom and Christians desire peace. In fact, the Muslims already got an independent territory in the south-west of Mindanao. It is not enough for them. They want to win their own country in the Philippines. Who is right? It is difficult to say. For certain, the victims are the poor local people who have nowhere to go.

ZDS: south-west part of Mindanao
Looking back to history, we know that the Muslims missionaries came earlier to Mindanao. “Moro” (name given them by Spanish) took over this island fast. Then, they were pushed away to the south-west by the Christians and Western civilization. They never surrendered. On the other hand, the first habitants of this beautiful island were Philippine tribes. Today, the tribes (lumad) live in the far away, rural areas in the mountains and forest.

One of the ways of fighting for independence is kidnapping of “white” people and missionaries in ZDS. The “white people” remind them Spanish and Americans who were here in the past. Beside the Muslim rebels think that “the white” are rich. They expect good money for ransom. They need it to maintain the arms and support their army. Every foreigner must be aware of it when travel to ZDS.

It seems that the situation is stable now. There are no more threat or fighting in ZDS. Our missionaries can return to their missions and parishes. It has been like that always since our arrival in the Philippines. Sometimes it is better, sometimes worst. Thank God we have been present in Zamboanga, our mission territory entrusted to us, always. We never abandoned and left alone the Christians there. Sometimes the missionaries had to hide. Once, one of us (Beppe Pierantoni) was kidnapped and kept with rebels for 6 months. But we never gave it up. I believe, the situation will improve when our Filipino missionaries will go there and take over our missions, but we still must wait for them.

Below is an interview with Fr Szymon who left Cagayan yesterday and returned to his parish in ZDS:

Why did you come to the Philippines?
You have to ask this question to God. It is matter of my vocation for me. I always wanted to go to the missions. I knew in my heart that my mission is here, long time ago, before I departed for the Philippines.
Pagadian - capitol city of ZDS

You have been working in the Philippines for two years. Is it difficult?
New culture, language and people require adjustment. We have to learn it. It is not easy, especially when there is misunderstanding… but it is worthy to do it and it gives me much satisfaction.

You are leaving for Zamboanga now. You know the uncertain situation and the different opinions about this province regarding “peace and order” there. Are you afraid?
Not at all. I wanted to come back to my assignment earlier. I came to the Philippines to serve the people. This is my mission. I believe God knows all, and He will accompany me.

Did you like it here in Cagayan? How did you spend last two months here?
I miss my work, people and friends from Zamboanga. I knew, I would be temporarily here and I would come back. I enjoyed the days that I could go to the chapels and communities in Dansolihon, in the mountains near Cagayan, with simple people there. They reminded me about my work in Zamboanga. I miss it much.

God bless you for your mission there.
Beauty of Zamboanga

Fr Michal, Jan i Szymon w Dahilayan


Together with Szymon in Davao
Fr Jan in our library in Cagayan

piątek, 27 kwietnia 2012

Higaonon Project


Jednym z zaangazowan spolecznych naszego zgromadzenia na Filipinach jest projekt Higaonon. Centrum tego projektu znajduje sie w wiosce Mambuaya, w gorskiej czesci sercanskiej parafi Dansolihon. To 25 km of Cagayan de Oro City. Projekt ten to pensjonat (akademik), a w zasadzie prosty dom studencki, dla uczniow szkoly sredniej z dalekich i ubogich wiosek. Jest ich wszystkich 40. Maja gdzie mieszkac, ale rowniez pomagamy im w dziennym utrzymaniu, stypendium, i uczniowskich potrzebach. Bez tego domu musieliby chodzic do szkoly po kilka lub kilkanascie kilometrow pieszo przez las. Dlatego tez wiekszosc dzieci z tamtych terenow konczy edukacje na szkole podstawowej.

Krotkie wyjasnienie odnosnie Higaonon:

Higaonon to lokalne plemie zamieszkujace polnocna i centralna czesc wyspy Mindanao, na Filipinach. Mieszkancy tej niewielkiej etnicznej grupy posluguja sie swoim wlasnym jezykiem, maja swoja historie i kulture. Z natury sa plemieniem koczowniczym i przemieszczaja sie z miejsca na miejsce w poszukiwaniu lepszych warunkow do zycia: ziemi, lasu lub rzeki. Nazwa Higaonon sklada sie z kilku lokalnych wyrazow: higa – znaczy zyjacy, goan – to gory, a slowo onon – oznacza ludzi (“ludzie zyjacych gor”).
Bambusowe domy Higaonon
Mieszkancy tego plemienia, zwani sa rowniez “ludzmi odludzia,” mimo, ze sa nieliczni i nie sa najbardziej znanym plemieniem , wywedrowalli juz do pieciu prowincji na Mindanao: Bukidnon. Agusan del Sur, Agusan del Norte, Lanao del Norte and Misamis Oriental. Plemie to slynie z pokojowego i harmonijnego wspolzycia z natura i innymi. To przyjaciele i opiekunowie przyrody oraz porzadku natury.

Wczoraj mielismy mila uroczystosc w Mambuaya. Bylo to otwarcie i poswiecenie nowego domu dla tych studentow. W nowym roku szkolnym uczniowie z plemienia Higaonon beda juz mieszkac w lepszym i wiekszym domu. Ich poprzedni “akademik” byl maly i zbudowany z bambusa. Radosci wiec nie bylo konca. Ponizej jest pare fotek z tej uroczystosci.


One of the social projects run by our congregation in the Philippines is the project of Higaonon. It is located in mountainous area in Dansolihon, in Mambuaya, 25 km away from Cagayan de Oro City. This project includes a boarding house for the Higaonon students who come from very poor and remote villages. We help them in their high school education. At the moment, there are 40 students whom we provide with shelter, food and all other school related needs. Without this house most of them wouldn’t continue their education due to the distance (of several kms) from the families to the school.

A short explanation about Higaonon:

Higaonon is an indigenous tribe that can be found in the northern and central regions of the island of Mindanao in the Philippines. People of this ethnic group share a common root language, history and culture. They are a nomadic tribe, traveling from one mountain to another, looking for fertile soil for a fruitful harvest. The name Higaonon is derived from the words higa meaning living, the word goan, which means mountains and the word onon meaning people ("people of the living mountains").
This tribe also named “people of the wilderness", is one of the least known ethnic groups that inhabit the hinterlands of North-Central Mindanao. They are scattered over five provinces, Bukidnon. Agusan del Sur, Agusan del Norte, Lanao del Norte and Misamis Oriental. Ever since "the Times of Creation” the Higaonon have lived and continues to live in their ancesteral forest homes, undisturbed, managing the forest in a natural way.

Yesterday was a special and happy celebration in Mambuaya. We opened a new boarding house for them. They moved to a better and bigger house. Below there a few pictures from that celebration.
Witajace plakaty przy wejsciu do nowego domu
Studenci Higaonon
Ks Franciszek podczas blogoslawienstwa domu
Jak to w zwyczaju bywa, byl tez poczestunek...
Dzieci z plemienia Higaonon