Trwa w tych
dniach krótka wizyta papieża Franciszka na Filipinach. Śledzę z uwagą jej
przbieg. Jestem na bierząco w kontakcie z moimi współbraćmi i przyjaciółmi
Filipińczykami. Mają oni wielki szacunek dla papieża Franciszka. Jego obecność
w tym największym katolickim kraju Azji odbierana jest jak obecność samego
Chrystusa. Jego przyjazd w rocznicę wielkiego tajfunu, jego doniosłe słowa i
znaczące gesty, mają niebagatelne znaczenie dla lokalnego Kościoła i wiary
najprostszych ludzi. Także i tych, co ucierpieli podczas tajfunu. Słusznie wiec,
porównuje się odwiedziny Filipin przez Franciszka, do słynnych pielgrzymek Jana
Pawala II do trudnych, nawiedzanych przez kataklizmy miejsc, albo wspólnot
chrześcijańskich, w czasie, lub tuż po wojnach i konfliktach zbrojnych. Należy
tu choćby wspomnieć Polskę, w trudnych czasach stanu wojennego, Haiti, Sarajewo,
Indie oraz wiele krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu. Franciszek czyni to,
do czego sam nawołuje, aby wyjść do ludzi, i to do tych najbardziej potrzebujących.
Pasterz bowiem powinien „pachnieć jak owce.”
Jak rozmawiałem z
moimi znajomymi na Filipinach, tuż po wylądowaniu papieża w Manili w czwartek, to
wyczuwałem w ich głosie wielką radość, entuzjazm i nawet podniecenie. Ktoś mi
powiedział, że już nie pamięta tamtego tajfunu i nie przejmuje się tym następnym,
właśnie nadchodzącym, bo namiestnik Chrystusa jest z nimi. Bóg ich nie
zapomniał i jest z nimi. Nie ma się czego bać. Sam też doświadczyłem wielkiego
wzruszenia, oglądając piękne powitanie przez prezydenta, Benigno
"Noynoy" Aquino III, jego pocałunek w pierścień następcy Chrystusa, szacunek
oddawany przez najwyższych dignitarzy państwowych i kościelnych... i te wielkie
tłumy wiwatujące na ulicach Manili, gdziekowiek papież się pojawił lub przejeżdżał.
Momentem
kulminacyjnym całej pielgrzymki papieża Franciszka były odwiedziny ofiar
tajfunu Yolanda (Haiyan) w Tacloban city. Tajfun Yolanda doszczętnie zmiótł z
powierzchni ziemi dużą część tego miasta i wiele innych wysp tego pięknego archipelagu
w listopadzie 2013 r. Zginęło wówczas 7 tys. ludzi, a wiele tysięcy straciło
całe mienie i pozostało bez dachu nad głową. Do dziś, wielu ludzi żyje w tymczasowych
obozach dla ”rozbitków.”
Papież Franciszek
zapragnął tu być, jak tylko dowiedział się o tej tragedii i oglądał wówczas zdjęcia
po tym największym jak dotąd tajfunie. Dopiął swego i przyjechał w samo centrum
zniszczeń, do Tacloban city, mimo niesprzyjających warunków pogodowaych i
innych trudności. A przy tym dużo ryzykował.
Odprawił mszę i
powiedział krótkie kazanie. Miał napisaną piękną przemowę po angielsku,
przygotowaną jeszcze w Rzymie na tę okazję. Jednak to co zobaczył, nie
pozostawiło złudzeń. Tego nie da się zrozumieć, wytłumaczyć po ludzku i opisać.
Papież zostawił z boku przygotowaną kartkę z kazaniem, i postanowił mówić po
hiszpańsku, spontanicznie w swoim własnym jęyzku, a więc prosto z serca. Miał
przy tym wspaniałego tłumacza, który oddał pięknymi słowami i przekazał zgromadzonym
wiernym prosto i wyraźnie to, co papież chciał im przekazać w danej chwili.
Franciszek niewątpliwie był pod natchnieniem Ducha Św. i nie mowił dlugo. Jego
myśl, tak pięknie wyrażona, przypadła napewno do serc wszystkich sluchających i
pozostanie tam na długo.
Papież dziękował
za swoją obecność w Tacloban, na teranach po tajfunie, za spotkanie z ofiarami
i poszkodowanymi, oraz z tymi, którzy tu pracują. Tego bowiem zawsze pragnął. A
potem otwarcie i uczciwie dodał, że nie wie co powiedzieć. Nie znajduje słów na
to co zobaczył i to co czuje.
„Wszystko, co mogę, to trwać w milczeniu.
Towarzyszę wam w milczeniu serca.” A potem, po chwili milczenia, wskazał na
krzyż, który znajdował się na prezbiterium ołtarza polowego, oraz wspomniał o
Matce Bożej, która też była pod krzyżem. „Spójrzmy na Ukrzyżowanego Chrystusa.
On nas może zrozumieć, bo zniósł wszystkie cierpienia. Spójrzmy też na naszą
Matkę, i tak jak małe dziecko, uchwyćmy się jej płaszcza, całym sercem mówiąc
Jej: Mamo! Wypowiedzmy tę modlitwę w milczeniu, powiedzmy Matce, co odczuwamy w
sercu.”
Papież wspominał
rownież o tych wszystkich, co zginęli podczas tajfunu i tych co pomagali
przetrwać tym, którzy przeżyli. Modlił się i dziękował tym, którzy organizują
wszelką pomoc do odbudowy miasta i prowincji Leyte. Obiecał, że pozostanie w
łączności i będzie wspierał odbudowę. A kończąc wskazał ponownie na krzyż i prostymi
słowami umocnił wszystkich w nadziei:
„Nie jesteśmy
sami. ...Bądźcie pewni, że Jezus nigdy nie zawodzi! Bądźcie pewni, że miłość i
czułość Matki Maryi nigdy nie zawodzi. Chwytając się Jej płaszcza, jak dzieci i
z mocą wypływającą od Jezusa, naszego Wielkiego Brata, z miłości na krzyżu
podążajmy naprzód, zawsze naprzód. Jako bracia i siostry podążajmy razem w
Chrystusie.”
Tych kilka
prostych słów jego homili, przerywanych często milczeniem i zadumą, było
wzruszające i miało bardzo wymowne znaczenie. Wierzę, że dało to nową nadzieję
i siłę dla tych, co stracili wszystko, i nawet sens własnego życia. Podczas
mszy kamera telewizyjna pokazywała ludzi, cierpliwie słuchających i modlących
się wiernych, którzy płakali. Ich łzy mieszały się z deszczem, który rzęsiście
padał tego dnia w Tacloban. I to też było dla mnie bardzo wymowne, że nawet
pogoda solidaryzowała się i dostosowała się do „ atmosfery tego dnia.” To był „deszcz
łaski Bożej.”
Jeszcze większej
autentyczności słów papieża dodawały jego gesty przyjęcia darów ofiarnych.
Papież odbierał je z wielkim namaszczeniem i pochylał się nisko nad każdym, który
je prznosił. Wyglądało to tak, jakby chiał każdego z osobna objąć, pocałować, uklęknąć...
jakby przed samym Chrystusem.
Papież wrócił do
Manili zaraz po mszy, tego samego dnia, tuż przed sztormem, małym tajfunem,
który zjawił się niespodziewanie nad Tacloban i prowincją Leyte. Tuż przed
wylotem, zawitał jeszcze do jakiejś rodziny, mimo, że nie było to w planie. On
słynie z takich spontanicznych gestów. Jutro odprawi kończącą swoją pielgrzymkę
mszę w Manili. Zapewne w homili nawiąże ponownie do tematu ubogich, których na Filipinach
jest wielu, a którzy są mu tak bliscy. Rok 2015 został ogłoszony na Filipinach,
przez miejscowych biskupów, rokiem ubogich. Na mszy niedzielnej z papieżem, w
Rizal Park, spodziewna jest rekordowa liczba wiernych. Organizatorzy
przygotowani są na 6 mln ludzi.
Podsumowując
krótko kończącą się pielgrzymkę papieża Franciszka na Filipinach, należy
podkreślić, że jest ona historyczna i bardzo wymowna. Daje wiele optimizmu, buduje
wiarę i pozostawia wiele do myślenia dla wiernych Kościoła Filipińskiego, jak i
wszystkich nas. Dla mnie osobiście, ta krótka wizyta miała trzy przesłania.
Po
pierwsze, to przesłanie społeczne. Solidarność z cierpiącymi i ubogimi.
Odwiedziny w Tacloban city były tego najlepszym świadectwem i przekazem. Solidarność,
która nie kończy się na miłych słowach i gestach, ale która zobowiązuje do
konkretnego działania.
Po drugie, papież
nawoływał do zaprzestania korupcji w rządzie i na wszystkich szczeblach społecznych.
Franciszek od momentu wyloądowania na lotnisku w Manili, i wizytu u Prezydenta,
wielokrotnie o tym powtarzał. I jakby „bawiąc” się w ignoranta miejscowej kultury
filipińskiej, mówił o tym trudnym temacie wprost, bez „owijania w bawełne.”
A po trzecie, to
przesłanie do miejscowego duchowieństwa. Spotkanie w piątek, w katedrze pw.
Niepokalanego Poczęcia NMP w Manili z księżmi, zakonnikami i sistrami zakonnymi,
nie pozostawia wątpliwości, co ma być ich siłą. Papież dziękował im za postawę
wierności, ale zachęcał również do wytrwałości w powołaniu i do modlitwy. To
modlitwa sprawia, że działanie apostolskie jest skuteczne i prawdziwe.
Serdecznie
pozdrwaiam
Tak wygąda Manila w tych dniach |
Z prezydentem RP Benigno "Noynoy" Aquino III |
W Tacloban city na wyspie Leyte |
Tak wygląda Tacloban rok po wielkim tajfunie |
"Tacloban podnieść się!" |
"Witamy w wiosce Yolanda" |
Tacloban z lotu ptaka |