poniedziałek, 19 stycznia 2015

Wizyta Papieża Frańciszka na Filipinach – krótka refleksja



Trwa w tych dniach krótka wizyta papieża Franciszka na Filipinach. Śledzę z uwagą jej przbieg. Jestem na bierząco w kontakcie z moimi współbraćmi i przyjaciółmi Filipińczykami. Mają oni wielki szacunek dla papieża Franciszka. Jego obecność w tym największym katolickim kraju Azji odbierana jest jak obecność samego Chrystusa. Jego przyjazd w rocznicę wielkiego tajfunu, jego doniosłe słowa i znaczące gesty, mają niebagatelne znaczenie dla lokalnego Kościoła i wiary najprostszych ludzi. Także i tych, co ucierpieli podczas tajfunu. Słusznie wiec, porównuje się odwiedziny Filipin przez Franciszka, do słynnych pielgrzymek Jana Pawala II do trudnych, nawiedzanych przez kataklizmy miejsc, albo wspólnot chrześcijańskich, w czasie, lub tuż po wojnach i konfliktach zbrojnych. Należy tu choćby wspomnieć Polskę, w trudnych czasach stanu wojennego, Haiti, Sarajewo, Indie oraz wiele krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu. Franciszek czyni to, do czego sam nawołuje, aby wyjść do ludzi, i to do tych najbardziej potrzebujących. Pasterz bowiem powinien „pachnieć jak owce.”

Jak rozmawiałem z moimi znajomymi na Filipinach, tuż po wylądowaniu papieża w Manili w czwartek, to wyczuwałem w ich głosie wielką radość, entuzjazm i nawet podniecenie. Ktoś mi powiedział, że już nie pamięta tamtego tajfunu i nie przejmuje się tym następnym, właśnie nadchodzącym, bo namiestnik Chrystusa jest z nimi. Bóg ich nie zapomniał i jest z nimi. Nie ma się czego bać. Sam też doświadczyłem wielkiego wzruszenia, oglądając piękne powitanie przez prezydenta, Benigno "Noynoy" Aquino III, jego pocałunek w pierścień następcy Chrystusa, szacunek oddawany przez najwyższych dignitarzy państwowych i kościelnych... i te wielkie tłumy wiwatujące na ulicach Manili, gdziekowiek papież się pojawił lub przejeżdżał. 

Momentem kulminacyjnym całej pielgrzymki papieża Franciszka były odwiedziny ofiar tajfunu Yolanda (Haiyan) w Tacloban city. Tajfun Yolanda doszczętnie zmiótł z powierzchni ziemi dużą część tego miasta i wiele innych wysp tego pięknego archipelagu w listopadzie 2013 r. Zginęło wówczas 7 tys. ludzi, a wiele tysięcy straciło całe mienie i pozostało bez dachu nad głową. Do dziś, wielu ludzi żyje w tymczasowych obozach dla ”rozbitków.” 

Papież Franciszek zapragnął tu być, jak tylko dowiedział się o tej tragedii i oglądał wówczas zdjęcia po tym największym jak dotąd tajfunie. Dopiął swego i przyjechał w samo centrum zniszczeń, do Tacloban city, mimo niesprzyjających warunków pogodowaych i innych trudności. A przy tym dużo ryzykował. 

Odprawił mszę i powiedział krótkie kazanie. Miał napisaną piękną przemowę po angielsku, przygotowaną jeszcze w Rzymie na tę okazję. Jednak to co zobaczył, nie pozostawiło złudzeń. Tego nie da się zrozumieć, wytłumaczyć po ludzku i opisać. Papież zostawił z boku przygotowaną kartkę z kazaniem, i postanowił mówić po hiszpańsku, spontanicznie w swoim własnym jęyzku, a więc prosto z serca. Miał przy tym wspaniałego tłumacza, który oddał pięknymi słowami i przekazał zgromadzonym wiernym prosto i wyraźnie to, co papież chciał im przekazać w danej chwili. Franciszek niewątpliwie był pod natchnieniem Ducha Św. i nie mowił dlugo. Jego myśl, tak pięknie wyrażona, przypadła napewno do serc wszystkich sluchających i pozostanie tam na długo.
Papież dziękował za swoją obecność w Tacloban, na teranach po tajfunie, za spotkanie z ofiarami i poszkodowanymi, oraz z tymi, którzy tu pracują. Tego bowiem zawsze pragnął. A potem otwarcie i uczciwie dodał, że nie wie co powiedzieć. Nie znajduje słów na to co zobaczył i to co czuje. 

„Wszystko, co mogę, to trwać w milczeniu. Towarzyszę wam w milczeniu serca.” A potem, po chwili milczenia, wskazał na krzyż, który znajdował się na prezbiterium ołtarza polowego, oraz wspomniał o Matce Bożej, która też była pod krzyżem. „Spójrzmy na Ukrzyżowanego Chrystusa. On nas może zrozumieć, bo zniósł wszystkie cierpienia. Spójrzmy też na naszą Matkę, i tak jak małe dziecko, uchwyćmy się jej płaszcza, całym sercem mówiąc Jej: Mamo! Wypowiedzmy tę modlitwę w milczeniu, powiedzmy Matce, co odczuwamy w sercu.” 

Papież wspominał rownież o tych wszystkich, co zginęli podczas tajfunu i tych co pomagali przetrwać tym, którzy przeżyli. Modlił się i dziękował tym, którzy organizują wszelką pomoc do odbudowy miasta i prowincji Leyte. Obiecał, że pozostanie w łączności i będzie wspierał odbudowę. A kończąc wskazał ponownie na krzyż i prostymi słowami umocnił wszystkich w nadziei: 
„Nie jesteśmy sami. ...Bądźcie pewni, że Jezus nigdy nie zawodzi! Bądźcie pewni, że miłość i czułość Matki Maryi nigdy nie zawodzi. Chwytając się Jej płaszcza, jak dzieci i z mocą wypływającą od Jezusa, naszego Wielkiego Brata, z miłości na krzyżu podążajmy naprzód, zawsze naprzód. Jako bracia i siostry podążajmy razem w Chrystusie.”

Tych kilka prostych słów jego homili, przerywanych często milczeniem i zadumą, było wzruszające i miało bardzo wymowne znaczenie. Wierzę, że dało to nową nadzieję i siłę dla tych, co stracili wszystko, i nawet sens własnego życia. Podczas mszy kamera telewizyjna pokazywała ludzi, cierpliwie słuchających i modlących się wiernych, którzy płakali. Ich łzy mieszały się z deszczem, który rzęsiście padał tego dnia w Tacloban. I to też było dla mnie bardzo wymowne, że nawet pogoda solidaryzowała się i dostosowała się do „ atmosfery tego dnia.” To był „deszcz łaski Bożej.”
 
Jeszcze większej autentyczności słów papieża dodawały jego gesty przyjęcia darów ofiarnych. Papież odbierał je z wielkim namaszczeniem i pochylał się nisko nad każdym, który je prznosił. Wyglądało to tak, jakby chiał każdego z osobna objąć, pocałować, uklęknąć... jakby przed samym Chrystusem.

Papież wrócił do Manili zaraz po mszy, tego samego dnia, tuż przed sztormem, małym tajfunem, który zjawił się niespodziewanie nad Tacloban i prowincją Leyte. Tuż przed wylotem, zawitał jeszcze do jakiejś rodziny, mimo, że nie było to w planie. On słynie z takich spontanicznych gestów. Jutro odprawi kończącą swoją pielgrzymkę mszę w Manili. Zapewne w homili nawiąże ponownie do tematu ubogich, których na Filipinach jest wielu, a którzy są mu tak bliscy. Rok 2015 został ogłoszony na Filipinach, przez miejscowych biskupów, rokiem ubogich. Na mszy niedzielnej z papieżem, w Rizal Park, spodziewna jest rekordowa liczba wiernych. Organizatorzy przygotowani są na 6 mln ludzi. 

Podsumowując krótko kończącą się pielgrzymkę papieża Franciszka na Filipinach, należy podkreślić, że jest ona historyczna i bardzo wymowna. Daje wiele optimizmu, buduje wiarę i pozostawia wiele do myślenia dla wiernych Kościoła Filipińskiego, jak i wszystkich nas. Dla mnie osobiście, ta krótka wizyta miała trzy przesłania. 
Po pierwsze, to przesłanie społeczne. Solidarność z cierpiącymi i ubogimi. Odwiedziny w Tacloban city były tego najlepszym świadectwem i przekazem. Solidarność, która nie kończy się na miłych słowach i gestach, ale która zobowiązuje do konkretnego działania.

Po drugie, papież nawoływał do zaprzestania korupcji w rządzie i na wszystkich szczeblach społecznych. Franciszek od momentu wyloądowania na lotnisku w Manili, i wizytu u Prezydenta, wielokrotnie o tym powtarzał. I jakby „bawiąc” się w ignoranta miejscowej kultury filipińskiej, mówił o tym trudnym temacie wprost, bez „owijania w bawełne.”

A po trzecie, to przesłanie do miejscowego duchowieństwa. Spotkanie w piątek, w katedrze pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Manili z księżmi, zakonnikami i sistrami zakonnymi, nie pozostawia wątpliwości, co ma być ich siłą. Papież dziękował im za postawę wierności, ale zachęcał również do wytrwałości w powołaniu i do modlitwy. To modlitwa sprawia, że działanie apostolskie jest skuteczne i prawdziwe. 

Serdecznie pozdrwaiam

Tak wygąda Manila w tych dniach
Z prezydentem RP Benigno "Noynoy" Aquino III
W Tacloban city na wyspie Leyte
Tak wygląda Tacloban rok po wielkim tajfunie
"Tacloban podnieść się!"
"Witamy w wiosce Yolanda"
 
Tacloban z lotu ptaka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz